Bieszczady czerwonym szlakiem
O Bieszczadach można wiele napisać. Począwszy od słów wychwalających ich naturalne piękno, przez historię pisane krwią związane z dość zapalnym przygranicznym terenem, przez bieszczadzkiego punk rocka w postaci KSU czy świetnego serialu Wataha.
Ja w Bieszczadach zakochałem się od pierwszego wejrzenia, kiedy kilka lat temu przyjechałem w okolice Soliny. Później pojawił się pomysł przejścia GSB począwszy od Wołosatego i tym sposobem “zaliczyłem” Bieszczady czerwonym szlakiem, a czym zamierzam się podzielić. Nie zamierzam tu opisywać, gdzie jest jakie podejście – tego jest na pęczki w internecie, a opisać zamierzam subiektywną przygodę i rzeczy, które da się tylko przeżyć, nie da się ich ściągnąć z internetu.
Do Wołosatego niełatwo się dostać bez samochodu. Moja przygoda z Wołosatym w ogóle miała namiastkę magii. Dwa dni przed wyjazdem na GSB zacząłem szukać tam noclegu. Jako że Wołosate ma osiem czy dziewięć numerów, wielkiej bazy tam nie znajdziesz.
– Gospodarstwo agroturystyczne, słucham?
– Dzień dobry, chciałbym na za dwa dni łóżko na jedną noc.
– Trzeba było dzwonić pół roku temu…. podam panu końcówki numerów telefonów wszystkich sąsiadów i pan próbuj.
No to próbuję. Jeden- nie, dwa-nie , trzy…
– Może pan przyjechać i znajdę dla pana nocleg, ale po 16-tej.
Bajecznie. Docieram do Ustrzyk Dolnych. Sprawdzam rozkład jazdy do Wołosatego. Ostatni (i jedyny) PKS uciekł dwie godziny temu. No to na drogę i kciuk w górę. Pierwszy samochód się zatrzymuje i … jedzie do Wołosatego!
Jak się później okazało, był to mój gospodarz. Powiedzcie, czy to możliwe, żeby spotkać gościa, którego nie znam, 50 km od miejsca docelowego? Niemożliwe, więc się stało:)
Dzień pierwszy
Rano ruszam na szlak. W Wołosatym możemy zobaczyć pozostałości cmentarza. Po dotarciu do punkty granicznego przy Przełęczy Bukowskiej panujemy nad sobą i nie robimy zdjęcia za słupkiem granicznym z Ukrainą, ponieważ jest tam praktykowany przez Straż Graniczną program 500 minus, za przekroczenie granicy nawet o centymetr 🙂
Jeszcze trochę podejścia, z wiatą z ławeczkami umożliwiającą odpoczynek i jesteśmy… nie, nie jesteśmy. Czerwony Szlak nie przebiega przez Tarnicę, ale można na nią wejść w 10 minut schodkami. Dalej do Ustrzyk Górnych to już tylko spacer w dół. Nocleg i jedzenie w schronisku Kremenaros – placek po Bieszczadzku powala:) Można uzupełnić zapasy przed kolejnym dniem podroży i zobaczyć wielki posterunek Straży Granicznej.
____________________
Zobacz moje pomysły na prezenty świąteczne dla podróżników i góroholików!
____________________
Dzień drugi
Nie mogąc się doczekać pierwszy raz w życiu zobaczyć połoniny, ruszam na szlak po 5 rano. Nie muszę, nikt mnie nie goni, ale wizja zdjęć połonin które zobaczyłem przed wyjazdem, spędzała mi sen z powiem przez pół nocy (wiecie, jeden jest narkomanem, drugi w nocy zagląda do lodówki, a ja mam mokre sny o szczytach górskich;) ). Pędzę jak oszalały i w końcu mogę podziwiać…. a jest co! Polecam, zachęcam, zapraszam i insynuuję;)
Niech was nie zwiedzie znak “Brzegi Górne” pomiędzy połoninami. Prócz maleńkiego kiosku przy domu, gdzie po naciśnięciu dzwonka miła starsza Pani przyjdzie, otworzy i obsłuży, nic tam nie ma. Chyba, że gdzieś dalej, ale nie zapuściłem się poza szlak. Jest też wielka wiata, gdzie w cieniu można się zdrzemnąć przed podejściem na Połoninę Wetlińską.
Wiem, że teraz jest zadyma pomiędzy PTTK a BPN, ale gdy ja tam byłem w 2016, miałem okazję zobaczyć wspaniałe schronisko Chatka Puchatka, bez prądu, bez wody, ze śmierdzącą toaletą na zewnątrz. Miało klimat i nastrój, nie było jak “plastikowe” superhotele, vide Markowe Szczawiny czy Murowaniec. Jak dla mnie zamysł schronisk górskich, to miejsce gdzie możemy coś zjeść i się przespać, a budowanie turystycznych maszynek do robienia pieniędzy, 5-gwiazdkowych górskich hotelików czy musu instalowania WiFi, psuje pierwotny zamysł PTTK.
Wieczorem dochodzimy, z poznanymi na szlaku dwoma podróżnikami z Krakowa, do Smereka. Niestety, nie ma noclegów dla nas nigdzie. Znajdujemy jednak wiatę koło rzeki, w której postanawiamy spędzić noc po wcześniejszym uzupełnieniu zapasów w pobliskim sklepie. Wpadam jednak na rozwiązanie problemu akomodacji. Mówię, żebyśmy kupili po piwie, położyli się na schodach przed sklepem i poczekali aż problem się sam rozwiąże.
Jako, że mój plan był przemyślany i bazował na wiedzy, doświadczeniu i strategicznym planowaniu, to za godzinę jesteśmy w wygodnych łóżkach i po uprzednim prysznicu. A było to tak – leżymy i pijemy piwo. Podchodzą do nas robotnicy budowlani i tłumaczą, że piwo jest niezdrowe i lepiej pić wódkę. Mówimy, że chętnie, ale jesteśmy bezdomni. {…} po wymianie zdań, zaprosili nas do siebie. Było ich trzech i ktoś dał im cały domek, żeby mieszkali na czas pracy, więc za dosłowne 0,7 trunku o wysokim stężeniu alkoholu, mamy nocleg.
Dzień trzeci
My idziemy do sklepu i na śniadanie kupujemy chleb, mielonkę, pasztet, pomidory. Robotnicy przed pracą też wpadają po śniadanie – czteropak, ćwiartka, LMy czerwone 😉
Dzisiejszy dzień jest prosty, Fereczata do zaliczenia. Widoki też nie odbierają tchu, ale samo przebywanie na świeżym powietrzu, wędrówka, góry, to wszystko dodaje magii i uroku i sprawia, że podróżnicza codzienność jest przygodą.
Docieramy do Cisnej. Najpierw przechodzimy całe miasteczko aż do Bacówki pod Honem, by się zameldować, a następnie wracamy, wspominaną wcześniej i nazywaną punktem “must be” Siekierezadę. Nie powiem, żeby jedzenie mnie powaliło, za to gazowane wino lane z kega powaliło jednego z moich poznanych kolegów 😉 No i przede wszystkim jest to miejsce bluesowo-rockowe o bardzo specyficznym i wartym do obejrzenia – klimacie!
Wokół pamiątki, jedzenie, koncert… dzieje się! Chciałbym się jeszcze na chwilę zatrzymać przy Bacówce pod Honem. Miejsce jest po prostu wspaniałe – świetni właściciele, bardzo klimatyczny widok z okna, ławeczki z miejscem na ognisko, gdzie przy dźwiękach gitary spędzamy wieczór… czy trzeba czegoś więcej chcieć od życia?
Dzień czwarty
Z rana na trasę! I od razu pod górę. Niestety upał i bardzo duże tempo poprzednich dni dają się we znaki i nie udaje się dotrzeć dzisiaj do Komańczy. Ale nie ma się czym przejmować, po drodze na mapie jest jeszcze Duszatyn. A przed nim urocze jeziorka Duszatyńskie.
Dotarłszy do Duszatyna zastanawiamy się, gdzie jest Duszatyn 😉 Jedna knajpka i jeden dom.
Ciekawostki – przy rzece, w lewo od czerwonego szlaku jeśli idziemy w kierunku zachodnim, jest dzikie pole namiotowe.
W knajpce, jeśli ktoś zbiera punkty GOT, jest pieczątka wyjącego wilka z napisem “Księstwo Duszatyn” 😀
Obok pola namiotowego jest most. I pod tym mostem można wylądować, jeśli pada i nie ma się namiotu, polecam! 🙂
Podsumowanie
Wybierając się w Bieszczady, dzięki wędrówce czerwonym szlakiem, możemy naprawdę sporo zobaczyć. Zobaczymy Połoniny, szczyty i panoramę, niewielkie wioseczki, górskie strumienie, ale przede wszystkim- poczujemy dziką przyrodę. Te tereny nie zostały zurbanizowane i naprawdę Bieszczady mają swój niepowtarzalny klimat. Nie bez kozery jest sformułowanie “Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady”.
Tutaj możesz podejrzeć mapę z mojej wędrówki
Przepiękne zdjęcia, ciekawy wpis. Zastanawiam się tylko jak oceniasz tą trasę gdybyś miał ją pokonywać razem z dzieckiem? I to takim małoletnim? Jest do przejścia? Czy polecasz inny szlak? Marzą nam się Bieszczady, ale nie wiemy jak to sensownie „ugryźć”.
Nie zdecydowałbym się z małym dzieckiem. W Bieszczadach wolałbym z dzieckiem chyba wokół Cisnej albo koło Soliny działać z maluchem
Bieszczady jednak mają coś w sobie. Nie wiem dlaczego ale ostatnio wiele osób ze mną rozmawia i chęci ucieczki od rzeczywistości…właśnie w Bieszczady:)
Przypomniales mi czasy dziecinstwa! Co weekend jeździliśmy w Bieszczady i kocham je calym sercem! Piekna wycieczka i zdjecia!
Kocham Bieszczady! Dokładnie rok temu wędrowaliśmy z synkiem po bieszczadzkich połoninach i wiem, że w tym roku tam wrócimy 🙂
Nigdy nie byłem w Bieszczadach. Z tego względu, że jestem niezmotoryzowany a komunikacją ciężko się w tamtych rejonach poruszać. Jeśli się tam wybiorę w te wakacje to z rowerem i pociągiem.
Przy okazji zapraszam na swoją stronę:
http://xn--fotowojae-icc.pl/bedzin-zamek-piastowski/
Twoje Bieszczady wyglądają tak dostępnie, a tak na prawdę trzeba włożyć tyle trudu żeby je zdobyć
Nic tylko rzucić wszystko i jechać w Bieszczady!
haha rzucę wszystko i wyjade w bieszczady! pewnego dnia na pewno! szczegolnie czytając takei relacje jak Twoje ❤ widoki cudowne!
Cudne widoki. Bieszczady jeszcze mają przede mną wiele tajemnic 🙂
Cudowne zdjęcia. Bieszczady to ten rejon, który mam bardzo słabo zwiedzony. Ciągle się tam wybieram i jakoś nie wychodzi. Teraz potrzebuje szlaków, które dałoby się przejść z dwójką małych marud i wózkiem, więc trzeba to przemyśleć. Masz może jakiś pomysł na taką krótsza wycieczkę po ładnym, acz raczej nietrudnym do przejścia terenie?
Tak. Wszystko dookoła Soliny 🙂
Wspaniałe zdjęcia ❤
Pierwszy raz byłam w Bieszczadach dwa lata temu i zakochałam się w nich na amen.
Cudowne miejsce,mogłabym tam mieszkac, nawet gdyby mnie śnieg po dach zasypał.
Mnóstwo pięknych szlaków turystycznych.Cerkiewki uwielbiam,miałabym co oglądac, super miejsce na wypoczynek.
Pozdrawiam-)
No i to jest podróżowanie. A jak oceniasz organizowanie koncertów rockowych w Bieszczadach? Nie byłem, ale nawet bym nie chciał być. Nie wszystko wszędzie, wg mnie. “2-4 maja 2019, w sercu dzikich Bieszczad, w otulinie Parku Narodowego, spotkają się pasjonaci muzyki, podróży i natury. Połączy ich ZEW” http://zewsiebudzi.pl/
Słyszałeś, byleś?
Super odpisujesz wszystko Michał. Twoje rzeczowe i mega interesujące za razem wpisy są dla mnie inspiracją do książki,nad którą pracuję 😊.Trochę przygodowej, trochę o miłości i o podróży właśnie.pozdrawiam Cię .super że piszesz takie fajne rzeczy dla ludzi 👋
Dziękuję za miłe słowa. Jeśli książka się ukaże to chętnie przeczytam i spróbuję znaleźć fragmenty bazujące na moich opisach 🙂