Ultralight – dlaczego to niebezpieczny trend?
Muszę to napisać, bo niedługo zwariuję. Dzisiejszy świat akcesoriów trekkingowych, górskich Youtuberów i innych mądrych głów, zwariował na punkcie ultralightu. W skrócie – chodzi o jak najdokładniejsze odchudzenie ekwipunku, który zabieramy w góry. Wystarczy spojrzeć na YouTube i przejrzeć tytuły filmików:
- dlaczego robisz to źle? (i tutaj filmik, jak odchudzić swój plecak)
- 20 błędów trekkingowych (i znowu, jak odchudzić plecak)
- ultralight to prawdziwy trekking bez zmęczenia
- itd itd itd
Produkty
Zacznijmy od producentów sprzętu. W dzisiejszych czasach mamy dostęp do mega wyposażenia górskiego, dostępnego dosłownie na każdą kieszeń. Możemy przebierać w plecakach, butach, spodniach, namiotach. Różne sprzęty mają różną jakość – są lepsze i gorsze kurtki, buty, kije trekkingowe. Zazwyczaj sprzęt z najwyższej półki jest również ultralekki. Nie ma się co dziwić – im mniej dźwigamy na plecach podczas trekkingu, tym mniej się zmęczymy, tym mniej narażamy nasze stawy i kręgosłup na urazy, tym dalej zajdziemy.
Pod tym względem nie mam nic przeciwko odchudzaniu ekwipunku. Dopóty, dopóki robimy to z głową. Jednak zauważyłem, że w pewnym momencie producenci sprzętu górskiego przedstali mieć pomysły w jaki sposób ulepszać swój sprzęt, zaczęli więc inwestować z rozwój ultralight. I to też jest spoko – więcej opcji wyboru dla klientów, lepszy, lżejszy sprzęt.
Jednak w pewnym momencie zaczynamy dochodzić do pewnego rodzaju absurdu, który uwidacznia się zwłaszcza na forach internetowych czy facebookowych grupach dotyczących pakowania się na wycieczki górskie. Kiedy ktoś pyta np. o polecenie plecaka, dajmy na to, do 35 litrów, poza rzeczową dyskusją zaczyna się temat wagi. Rozumiem, że są różne plecaki i że waga jest jednym z kluczowych elementów dobory plecaka, jeśli jednak, dajmy na to, najlżejsze plecaki w danej kategorii pojemności ważą np. 1 kg i 1,02 kg, to te 20 g jest NICZYM. Zdecydowanie, porównując takie dwa plecaki, nie brałbym różnicy w ich wadze pod rozwagę. Uznałbym, że są takie same.
Domorosły ultralight
Istnieją też domowe sposoby na ultralight, czyli jak odchudzić ekwipunek bez inwestowania w sprzęt. Obcinanie szczoteczek do zębów do połowy, nie noszenie ubrań na zmianę, wyciąganie środka z rolki papieru toaletowego to tylko jedne z nich. Te pomysły też nie są z grubsza złe, dopóty, dopóki nie są w jakiś sposób niebezpieczne dla osoby je stosującej, o czym przeczytamy odrobinę dalej.
Historia Maxa
Zanim przejdę do dalszej części artykułu, chciałbym opowiedzieć historię swojego tajwańskiego kolei, nazwijmy go Max. Max wraz z grupą górskich biegaczy wybrali się na jeden z najtrudniejszych szczytów na Tajwanie. Taka wycieczka dla wytrenowanych osób trwa 3 dni. W pierwszy dzień dochodzi się do położonego w dolinie schroniska, co ważne – pozbawionego jakiegokolwiek zasięgu telefonicznego. W drugi dzień Max wraz z przyjaciółmi ruszyli na szczyt. Na górę dotarli, porobili zdjęcia i zaczęli schodzić. Z siedmioosobowej grupy Max szedł przedostatni. Początek grupy znacznie się oddalił. Nagle ze szczytu zaczęły spadać kamienie, jeden z nich odbił się od ściany i przeciął nogę Maxa, powodując poważne krwawienie i uniemożliwiając mu dalszą wędrówkę.
Kolega idący za Maxem zatrzymał się, chcąc pomóc poszkodowanemu. Okazało się, że obaj byli spakowani ultralight i nikt z nich nie zabrał apteczki, nie mieli gazy, bandaży, nic. Zrobili prowizoryczny opatrunek z rękawów koszuli, a kolega Maxa oddalił się, by znaleźć sygnał i zadzwonić o pomoc. Niestety, zaczęła się zbierać mgła, która uniemożliwiła start helikoptera, ratownicy mieli zacząć podróż pieszo z podnóża góry, ale nie było szans, by dostali się w okolice szczytu w ten sam dzień – trasa jest zbyt długa. Max został z jednym kolegą na szczycie. Reszta ekipy zeszła do schroniska w dolinie, ale z racji braku zasięgu telefonicznego w położonej nisko dolinie, nie mogli się skontaktować z zagubionymi. Byli też zbyt zmęczeni, by ponownie zacząć wchodzić na szczyt – tylko jeden z nich pokusił się, by wyjść na poszukiwania. Wrócił jednak po kilku godzinach, zbyt zmęczony i zbyt zmarznięty – plan nie przewidywał chodzenia nocą, nikt nie miał więc ze sobą odpowiednio ciepłej odzieży. Różnica temperatur na Tajwanie jest ekstremalna latem w górach – w dzień może być ponad 20 stopni, zaś w nocy temperatura spada do 2-3 stopni, dodatkowo przy dużej wilgotności sprawiając, że odczuwalna temperatura jest znacznie niższa.
Pod szczytem Max wraz z kolegą spędzili noc. Obaj zaczęli doznawać poważnej hipotermii – nie byli przygotowani na noc w zimnie, nie mieli koców ratunkowych, nic. Kiedy ratownicy dotarli do poszkodowanego kolejnego dnia, sprowadzili jego kolegę do schroniska, zaś Max został ewakuowany helikopterem. Zmarł z wyziębienia i od utraty krwi, zanim dotarł do szpitala.
Późniejsze rozmowy z resztą ekipy potwierdziły, że nikt nie miał ze sobą apteczki, każdy chciał iść na jak najbardziej na lekko. Nie mieli kuchenki – 3 dni chcieli przetrwać na zimnym jedzeniu, byle nie musieć nic dźwigać. Wreszcie – nie mieli ciepłej odzieży, bo nie spodziewali się nocnej wędrówki. Nawet, gdyby jakimś cudem dotarli do Maxa w nocy, nie mieliby go czym okryć.
To była sytuacja, w której stwierdziłem, że ultralight może być skrajnie niebezpieczny. Nie jest to pierwsza podobna sytuacja, o której słyszałem, kiedy brak odpowiedniego, dodatkowego sprzętu, doprowadził do tragedii.
Ze swojego podwórka niejeden raz słyszeliśmy o akcjach TOPRu, gdzie ktoś utknął w nocy na szczycie, bez odpowiedniej odzieży, a nawet – latarki, bo przecież po co zabierać ze sobą światło, skoro nie planujemy iść nocą? To tylko dodatkowa waga.
W Polsce podróżując po Głównym Szlaku Beskidzkim kilkakrotnie napotykałem osoby, robiące tez 500 km szlak. Nawet nie wiem ile rozdałem plastrów na otarcia i odciski – zdecydowana większość ludzi nie miała ze sobą żadnej apteczki, żadnej opcji awaryjnej. No bo w końcu co mogłoby się stać?

Ultralight – szalona moda
Dziś ultralight stał się trendem, wyznacznikiem jakości sprzętu. To ten najlepszy sprzęt jest przecież najlżejszy. A jak kupisz coś cięższego, weźmiesz odrobinę więcej do plecaka, to jesteś przegrańcem i frajerem. Naprawdę, taki jest wydźwięk filmów youtubowych o ultralight.
Odchudzanie plecaka jest sztuką, której praktyka przychodzi z czasem. Noszenie rzeczy zbędnych w góry, jeansowych spodni w plecaku czy ciężkich naczyń, metalowych łyżek czy jedzenia w szklanych opakowaniach jest po prostu głupotą. Jednak obsesyjne obcinanie każdego grama z wagi sprzętu też nie ma sensu. Choć często mówię, że każde zaoszczędzone półtora kilograma to darmowa półtoralitrowa butelka wody, którą niesiemy, jednak nigdy nie rezygnowałbym z lepszego sprzętu, jeśli jedynym wyznacznikiem rezygnacji miałoby być 20g różnicy w porównaniu do jakiegoś gorszego sprzętu.
Rezygnacja ze wszystkich dodatkowych części ekwipunku w moim przypadku niszczy również radość, jaką ma nieść ze sobą trekking. Przykładowo – na wielodniowe wycieczki lubię sobie zabrać czytnik ebooków i dmuchaną poduszkę. U osób pakujących się ultralekko – nie do pomyślenia, zbędny ekwipunek. Dla mnie – gwarant wygody i dobrej zabawy.
Celem napisania tego artykułu jest pewna przestroga. Nie dajcie się zwariować Youtuberom, blogerom czy marketingowi dużych firm, próbującym wam wmówić, że nie odchudzając ekwipunku z każdego dodatkowego grama, jesteście jakimiś nieudacznikami. W góry idziemy po to, żeby się nimi cieszyć i jeśli cieszy cię poczytanie sobie wieczorem książki, weź ją ze sobą. Jeśli lepsza kurtka, zapewniająca wodoodporność i mająca doskonałe kieszenie waży 50 g więcej, niż jakaś gumowa, nieoddychająca, pozbawiona kieszeni konkurentka, nie sugerujcie się tylko wagą, tylko bierzcie to, co jest lepsze.
Kiedy w plecakach wyprawowych różnice pomiędzy tak samo pojemnymi modelami mogą być liczone w kilogramach, i tutaj taka różnica w wadze naprawdę będzie miała sens, tak niektóre części ekwipunku, różniące się gramem lub dwoma, nie mają znaczenia.
Po prostu – nie dajcie się zwariować. To, że ktoś mówi, że najlepiej wyciągnąć z butów połowę sznurówek, przeciąć je i przewiązać przez co drugą dziurkę w bucie, by tylko oszczędzić na wadze, jest po prostu jakąś głupią zagrywką, byle by tylko zaistnieć w internecie i pokazać wszystkim innym, jacy oni są niedoświadczeni i jaki ja jestem mądry.



