Jak ubrać się “na cebulkę” w góry
Góry. Pasja, natura, dzika przyroda, miejsce skłaniające do przemyśleń, spokojne, ciche. Góry to miejsce, które uwielbiam z kilku powodów – mogę się tam wyciszyć, mogę uspokoić umysł z miejskiego zgiełku, wyłączyć telefon i zachwycać się widokami. Dodatkowo góry pozwalają mi zmierzyć się z własnymi słabościami, pozwalają “pokonać samego siebie”, sięgnąć wyżej, dalej, mocniej.
Góry to jednak też wymagania, to nie tylko przyjemna rozrywka. Potrafią być zdradzieckie i nieprzewidywalne, często niebezpieczne. W górach o wiele łatwiej o nagłe załamanie pogody, niż w dolinach. O góry uderzają powietrzne prądy mieszając się ze sobą, co powoduje nieraz nagłe zmiany pogody. Poczytajcie o Babiej Górze, kapryśnej królowej Beskidów, jak potrafi ona zmienić swój “humor” i ze słonecznego dnia zrobić deszczowy pogrom w ciągu kilkudziesięciu minut.
Dlatego w górach musimy ubrać się na tak zwaną “cebulkę”. Nazwa wzięła się oczywiście od cebuli, od jej warstw, które możemy ściągać i ściągać jedna po drugiej. Wybierając się w góry, powinniśmy właśnie stać się taką “cebulką”.
Z racji nieprzewidywalności pogody oraz tego, że w górach jesteśmy zazwyczaj oddaleni o kilka, a czasem kilkanaście godzin od samochodu czy cywilizacji, nasz strój powinien gwarantować ochronę przed różnymi warunkami atmosferycznymi.
Wychodząc w góry w ciepły, letni poranek, mając na sobie podkoszulek i krótkie spodenki nie powinniśmy zakładać, nawet jeśli wujek Google mówi inaczej, że popołudniem nie zastanie nas gdzieś na bezdrożu ulewny deszcz i porywisty wiatr. Dodatkowo trzeba uważać na różnice temperatur w górach – silne podmuchy wiatru i spacer graniami czasami potrafi naprawdę dać w kość!
Teraz po kolei. Strój nie jest uniwersalny i w każdym górskim paśmie, w zależności od wysokości i lokalnych warunków, może się różnić. Oczywiście zimą będziemy potrzebować dodatkowego ekwipunku, ten wpis dotyczy bardziej uniwersalnego “co pod spodem” przez cały rok oraz sezonu od wiosny do jesieni.
Idąc w góry zawsze mam ze sobą :
- Spodnie z odpinanymi nogawkami – można z nich zrobić krótkie spodenki w upalnych momentach, ale w razie potrzeby zawsze można doczepić nogawki, by mieć dodatkową warstwę izolacji.
- Dodatkowa warstwa pod spodnie – nawet wędrując latem (zakładając, że nie jest to tylko krótki spacer na kilka godzin), zawsze mam ze sobą w plecaku bieliznę termoaktywną, aktualnie z wełny merino. Spodnie noszę bardzo lekkie i przewiewne, nie chronią one przed wiatrem, więc w razie potrzeby zawsze mogę dołożyć warstwę ochronną. Dodatkowo taka bielizna była świetna do spania pod namiotem np w Kazachstanie, gdzie podczas wędrówki w dzień temperatura utrzymywała się powyżej 28 stopni Celsjusza, a nocą spadła poniżej zera. Mając dodatkową warstwę ochronną byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie 🙂
- Dodatkowa warstwa górna. Tak samo jak w przypadku kalesonów, mam ze sobą koszulkę termo z długim rękawem. Zawsze mogę założyć ją pod t-shirt, lub po prostu zamienić z podkoszulkiem, kiedy wiatr zawieje mocniej bądź jeśli przyjdzie mi spać w chłodniejszym miejscu, lub też, kiedy zastanie mnie wieczór a będę ciągle chciał iść dalej.
- Kurtka przeciwdeszczowa! W zależności od sezonu, troszkę grubsza lub jedynie zwykłe ponczo. Kto nie miał porządnej kurtki w ulewny dzień w górach wie, że bez tego ani rusz! Kiedy woda wlewa się wszystkimi możliwymi miejscami, a zimne strugi spływają po spoconych plecach, człowiek naprawdę pluje sobie w brodę, że nie wziął czegoś przeciwdeszczowego. Najmniejsze kurtki potrafią być wielkości pięści po złożeniu i nie ważą nawet 200g.
- Pokrowiec na plecak. Też zawsze ze mną. Mój plecak jest tylko trochę wodoodporny i zdarzyło mi się kilka razy spacerować z nim w deszczu. Niestety, nie dość, że później wszystko w środku było mokre, to na dodatek zwiększyło swoją wagę o dobre kilka kilogramów nasiąkając wodą. Od tego czasu postanowiłem zawsze mieć pokrowiec. Najtańsze można kupić w internecie za kilkanaście złotych, są dosyć uniwersalne, np na plecaki 35-50 l, ściągane gumką.
- Polar – lekki, chroniący przed wiatrem i wieczornym chłodem, latem w słoneczne dni przydaje się też na graniach, gdzie nic nie chroni nas przed podmuchami. Zawsze w plecaku.
- Okulary przeciwsłoneczne – różni ludzie, różne potrzeby, ale ja bez okularów się nie ruszam. Moje oczy są bardzo wrażliwe na jaskrawe słońce, a w Szwajcarii dostałem raz ślepoty śnieżnej, bo odbijające się od śniegu promienie słońca tak raziły moje oczy.
- Nakrycie głowy – ja preferuję kapelusz. Chroni przed słońcem zarówno głowę, jak i uszy. Dodatkowo do plecaka zawsze pakuję bardzo lekką czapkę polarową. Jako, że należę do ludzi, którzy swoje naturalne włosy z głowy gdzieś w procesie ewolucji zgubili, to w przypadku wietrznych dni naprawdę doceniam, że noszę czapkę ze sobą.
- Chusta buff lub arafatka – zastosowań bez liku. Można ochronić szyję w razie wiatru, można osłonić usta i nos, jeśli wiatr niesie ze sobą piasek, można z nich wykonać dodatkowe nakrycie głowy. Waga i rozmiar też do zaklasyfikowania jako “żadne” a jednak przydatny gadżet.
Dopasowując swoją odzież do ubioru “na cebulkę” jesteśmy w stanie zawsze manewrować i nią na sobie, dostosowując ją do aktualnych potrzeb. Zrobi się zimno? No to polar i kurtka, może bielizna termo. Zrobi się ciepło? Odpinamy nogawki ze spodni i zakładamy kapelusz. Zacznie padać? Pokrowiec na plecak i ponczo.
____________________
Wbijajcie na 8a, na wybrany sprzęt pojawiły się promocje do 70%!
Widzieliście już nową promkę na Sportano? Z kodem WINTER 20% rabatu!
____________________
Będąc przygotowany na zmiany pogody unikamy przykrych niespodzianek i rozczarowań. Pamiętaj – nie ma złej pogody, jest tylko źle dobrane ubranie 🙂 Do zobaczenia na szlaku, czy to w deszczu, czy w słońcu!
A rękawiczki to gdzie??
Na zimę jak najbardziej, ale latem nie noszę.
W górach widzę ,że jest identycznie jak na wodzie :-))
Też trzeba na cebulkę,bo pogoda w środku lata i upału potrafi zaskoczyć 🙂
Dobre porady. Odzież termiczna też mi zawsze towarzyszy w górach.
Bardzo fajne, przydatne porady 🙂
Oczywiście ubieranie na cebulkę dalej praktykuję. Aczkolwiek staram się cały czas minimalizować ilość ciuchów, jakie na siebie zakładam. I inwestuję w funkcjonalne ubrania, które łączą w sobie kilka funkcji (ochronne, ocieplające itd.).
Szczerze mówiąc, po raz pierwszy artykuł tutaj mnie rozczarował. W sensie, nie jest zły, ale to absolutne podstawy podstaw. Spodziewałbym się czegoś więcej. Na przykład, o koszulce, ja noszę zazwyczaj syntetyczną w upały, merino z krótkim rękawem na chłodniejsze pory roku, a jak ma być naprawdę chłodno, to merino z długim. Albo warto by jednak wspomnieć, że bawełniana bluza, to nie zastąpi dobrze polaru. Albo, że sweter z grubej wełny może, ale lepiej unikać golfów, bo można się za łatwo przegrzać
Dziękuję za opinię.
Myślę, że go rozbuduję. Pisząc ten artykuł miałem na myśli podstawy podstaw, bo, jak się okazuje, wiele osób nawet tego nie wie, że trzeba mieć ze sobą coś przeciwdeszczowego
W sumie racja 😉 Ale rozbuduj go tym bardziej, o takie podstawy, bo głupie błędy, typu bawełniana bluza, którą mało co grzeje, jak jest mokra, niestety są dość częste. Sam taki popełniłem z 15 lat temu 😉
też taki błąd popełniłem wiele razy, myślę, że trzeba by w ogóle zrobić artykuł o tym jak i kiedy używać odzieży termoaktywnej. Bardzo dziękuję za opinię i pomysł! 🙂
I jeszcze jedno. Serio tak dużo używasz poncho? Ja odpuściłem, czepia się gałęzi, na wietrze robi się z tego żagiel… Masakra panie
Używam. Jeśli wiem że pójdę szlakiem, który nie jest gęsto porośniety.
Dodatkowe zastosowanie poncho to – można się obyć bez pokrowca na plecak, pod poncho zmieści się średniej wielkości plecak. Również mogę poncho ma otwory i można go wykorzystać jako tarp do zrobienia schronienia, co też było praktykowane 🙂
Jako tarp to jak najbardziej 😉 . Ale sam się przejechałem z poncho na wyspie Skye. Szlak wzdłuż zatoki, deszcz i wicher znad morza, poncho wlatywało mi na głowę, plecak też średnio chroniło, mimo, że dlatego je ubrałem. Na szczęście miałem też przyzwoitą kurtkę, a rzeczy w wodoszczelnych workach ;). Stąd i kilku mniej poważnych incydentów, mój sceptycyzm. Ale co kto woli