Jak objechać Tajwan rowerem, dzień 5-7
Słowem wstępu
Wszelkie informacje techniczne zamieściłem w poprzednim wpisie, nie będę ich więc powielał. Jeśli przegapiłeś/aś poprzedni wpis, to zapraszam na Jak objechać Tajwan rowerem dzień 1-4. Znajdziesz tam informacje o tajwańskiej trasie rowerowej numer 1, punktach do odpoczynku, miejscach noclegowych itd. Myślę, że nie ma sensu robić kopiuj-wklej bądź stylem nowoczesnych blogów pisanych przez copywriterów – przepisać tego samego w zmienionej formie. Zamiast tego przejdziemy od razu do konkretów, czyli do tego jak wyglądało objeżdżanie Tajwanu rowerem w dniach 5-6-7.
Ostatnie 3 dni podróży znajdziesz pod adresem “Jak objechać Tajwan rowerem, dzień 8-10“
Dzień 5 – Taidong – Checheng
Taidong, albo jak kto woli, Taitung, jest chyba najbardziej podłużnym miastem całego Tajwanu. Dzień rozpocząłem od przejechania wzdłuż miasta, ale trzymając się obrzeży, nie wjeżdżałem do centrum. Wiedziałem natomiast, że dziś będzie czekać mnie (teoretycznie) najtrudniejszy dzień wyprawy. To właśnie dziś miałem pokonać góry dzielące wschodnie wybrzeże od zachodniego. A po drodze przejechać przez górę Shouka, najtrudniejszy podjazd na całej trasie. Ale pierwsze 50 km to żadna mordęga, trasa jest przepiękna, wiedzie drogą wzdłuż oceanu. Dość często, kiedy minąłem Taitung, zatrzymywałem się, czekałem aż przejadą samochody i przebiegałem na drugą stronę drogi, by zrobić zdjęcie. Tajwan w tym miejscu oferuje niesamowite widoki. Z jednej strony nieskończony błękit oceanu, a z drugiej niewielkie, porośnięte gęstą roślinnością góry. Nie sposób się nie zatrzymać i nie zrobić zdjęć.
Dojechawszy do miejsca, gdzie trasa mocno skręci w prawo, na przeciwko stacji paliw, warto wskoczyć do sklepu 7-Eleven. Dlatego, że przez następne nieomal 50km nie będzie możliwości zrobienia zakupów. To najdłuższy odcinek bez miejsc postojowych na całej trasie. Kilkaset metrów za stacją nie przegap skrętu w lewo i skieruj się na górską drogę. Jak dla mnie – nastąpiła tutaj całkowita zmiana klimatu. Nie było już ciężarówek, samochodów zresztą prawie wcale tutaj nie ma, za to dookoła zaczyna się gęsty las w który wjeżdżasz. Zupełnie zmienia się dzięki temu zapach otoczenia. I nieomal zaraz za skrętem z głównej drogi zacznie się podjazd. To właśnie Shouka. Podjazd nie jest ostry, ale jest bardzo długi i zupełnie pozbawiony płaskich miejsc, czekać cię więc będzie ciągłe pedałowanie pod górę.
Trasa 1-9
Po wdrapaniu się 500m pod górę i pokonaniu 12 km (dokładnie tyle ma podjazd na górę Shouka) warto skorzystać z punktów widokowych znajdujących się po południowej stronie drogi i porobić zdjęcia. Z kolei podjeżdżając od północnej strony będziesz miał fajny widok na drogę główną numer 9, którą opuściłeś skręcając w lewo za stacją benzynową. Gdy dojedziesz do jedynego miejsca, gdzie będą oznaczone toalety i mały sklepik, gdzie można kupić kawę, zauważysz niewielkie skrzyżowanie. Droga prosto prowadzi dalej trasą rowerową numer 1. Droga ta połączy się później z główną drogą numer 9, by, gdy dojedziesz do zachodniego wybrzeża, dołączyć do drogi numer 1 w miejscowości Fengshan.
Ja jednak wybrałem skręt w lewo i pojechałem trasą rowerową numer 1-9 w kierunku Checheng, podrzędną drogą numer 199. Właściwie to nie wiem dlaczego, chyba po prostu chciałem jak najdłużej zostać wśród natury.
Dalsza część trasy wiedzie zupełnie poboczą leśną drogą, choć pokrytą nowiutkim asfaltem, więc jest niezła możliwość, by się trochę rozpędzić, gdy będziesz odbierał sobie to co cię wymęczyło przy podjeździe na Shouka. Tajwan tutaj wcale nie wygląda jak Tajwan znany z dużych miast. Wokół lasy, a dalej, dojeżdżając do miejscowości Mudan, aborygeńskie wioski. Patrząc na wygląd ludzi, czułem się bardziej jakbym się znalazł na Polinezyjskiej Wyspie niż w azjatyckim kraju:)
Po minięciu zbiornika z wodą pitną, odrobinę nasili się ruch uliczny, a Ty już nieomal będziesz w Checheng. To niewielka miejscowość, ale można zrobić zakupy i porządnie zjeść. Tutaj zakończyłem dzień piąty wyprawy.
Plik GPX z mapą trasy Taidong – Checheng
Dzień 6 – Checheng – Kaohsiung
Z ostrzeżeniem właścicielki hostelu, mówiącym “jedź ostrożnie, bo droga jest wąska, a Tajwańczycy za kierownicą robią wszystko, prócz patrzenia na drogę” ruszyłem dalej. Na początku nie wiedziałem o co jej chodzi z tą wąską drogą, przez pierwsze 20km jedzie się specjalnie wyznaczonym pasem po czymś, co przypomina polską ekspresówkę. Później jednak pas dla rowerów całkowicie znika i jedziemy już normalną drogą, a pasa dla rowerów aż do Kaohsiung praktycznie w ogóle nie ma. Niestety, ale w stronę Kaohsiung jadą setki ciężarówek, bo miasto to jest centrum tajwańskiego przemysłu ciężkiego, a ich kierowcy zupełnie nie zważają na rowerzystów. Niestety, ale trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo niezależnie od tego co będą mówić znaki drogowe, kierowcy ciężarówek nie ustąpią ci pierwszeństwa. Miałem przypadek, że na zwężce na drodze (krótka zwężka, niecały kilometr, ale obstawiona betonowymi blokami, więc było dość wąsko) kierowca ciężarówki jechał za mną z wciśniętym cały czas klaksonem, utrzymując odstęp 10 cm… A ja choćbym chciał, to nie miałem jak mu ustąpić drogi aż do końca robót drogowych. Niestety, ale Tajwańscy kierowcy ciężarówek, to w dużej mierze kretyni. I chyba nic nie zmieni mojego zdania na ich temat.
Przebijanie się przez miasto na początku to droga przez mękę. Z powodu ciężkiego przemysłu jakość powietrza jest… słaba. Bardzo słaba. Czuć to zwłaszcza, kiedy przyjechało się ze wschodniego wybrzeża. Do tego stanie na setce świateł drogowych wraz z ciężarówkami też fajne nie jest. Na szczęście, gdy dojedziemy do centrum, wszystko się zmienia. Najbardziej podobała mi się końcówka dnia, gdy dojechałem do północnego Kaohsiung – Zuoyin. Można tam obejrzeć Pagody Tygrysa i Smoka, zobaczyć świątynię Konfucjusza i poczuć prawdziwy klimat dalekiego wschodu.
Jeśli chodzi o samą jazdę po Kaohsiung to mam jedną uwagę. Jest tu kilka miejsc, gdzie zgubiłem trasę numer 1. Nie wiem, czy była źle oznakowana, czy nie zauważyłem znaków w gąszczu reklam. W każdym razie – jedź uważnie.
Swój dzień zakończyłem w Zuoyin w idealnym momencie – akurat zaczęła się ulewa…
Plik GPX z mapą trasy Checheng – Kaohsiung
Dzień 7 – Kaohsiung – Chiayi
Od razu powiem. To był najnudniejszy dzień całej wyprawy. Liczyłem, że pooglądam jakieś widoki, ale… przeliczyłem się 🙂 Muszę przyznać, że w przeciągu całej wycieczki był to jedyny dzień, w który w ogóle nie miałem weny, by wyciągnąć aparat i zrobić jakieś zdjęcie. Zwłaszcza rozczarowany byłem przejazdem przez Tainan, a raczej jego brakiem. Trasa poprowadzona jest pod, a następnie, wzdłuż autostrady, więc jedynym widokiem, który będzie ci towarzyszył, to betonowe słupy i asfalt.
Podczas całego dnia nie ma też żadnych specjalnych podjazdów, żeby się zmęczyć. Dla pocieszenia podam, że to jedyny aż tak nudny dzień na trasie. Po prostu trzeba pokonać ten odcinek, zacisnąć zęby i przejechać do Chiayi.
W samym Chiayi polecam wjechać w centrum (tak jak poprowadzi Cię mój ślad GPX). W centrum znajduje się MULTUM fantastycznych i niedrogich restauracji, w których dostaniesz wszystko, o czym można sobie zamarzyć. Od tajwańskiego xiansuci (fonetycznie napisane, chodzi mi o 鹹酥雞), poprzez kuchnię Japońską, a na europejskim stylu kończąc. Dla uczty w Chiayi warto “zmęczyć” ten dzień 🙂