Przewodnik po tajwańskich górach
Tajwan. Niewielkie wyspiarskie państwo położone na południe od Chin, na zachód od Japonii. Mające zaledwie powierzchnię dwóch polskich województw. Czy jest tutaj coś ciekawego do zobaczenia? Jest! Góry!
Tajwan, mimo niewielkiej powierzchni, usiany jest wysokimi górami. Szczytów powyżej 3000 metrów jest tutaj nieomal 300. Niższych gór, pomiędzy 2000-3000m są tysiące. Kraj jest istnym rajem dla osób uwielbiających trekking górski. Ale… jest wiele ale.
Ja, Michał
Nim przejdę do przedstawienia tajwańskich gór, chciałbym najpierw zaprezentować siebie i swoją ofertę. Na chwilę obecną (luty 2023) mieszkam na Tajwanie od nieomal trzech lat. Tuż po przyjeździe postanowiłem zacząć wędrówki wśród tutejszych szczytów. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, z czym przyszło mi się zmierzyć.
Nieomal wszystkie dostępne materiały na temat trekkingów, może z wyjątkiem dosłownie kilku najbardziej popularnych miejsc, są wyłącznie w języku chińskim. Dostępne papierowe mapy – w języku chińskim. Wychodząc w góry trzeba wystąpić o pozwolenie do parku narodowego i policji, system jest w języku angielskim, lecz nazwy miejsc, które należy wypełnić, są fonetycznie przetłumaczone z chińskiego. Gdyby tego było mało – w miejsca, gdzie zaczynają się i kończą szlaki najczęściej nie da się dostać transportem publicznym, trzeba więc zorganizować transport, często samochodem terenowym. Mnóstwo szlaków to wielodniowe trekkingi beż możliwości uzupełnienia zapasów, niektóre trwają nawet 10 dni!
Obecnie mogę pochwalić się zdobyciem ponad 70ciu szczytów powyżej 3000m, w tym dwóch najtrudniejszych szlaków, zdobywaniem szczytów na szlakach nietradycyjnych oraz wytyczeniem drogi w dwóch miejscach, gdzie przede mną jedynie byli myśliwi, a i to kilkadziesiąt lat temu.
Oferta Przewodnicka
Jeśli przylatujesz na Tajwan, bądź mieszkasz tutaj, i chcesz oszczędzić sobie kłopotu z analizowaniem chińskojęzycznych artykułów, studiowaniem map zapisanych jedynie mandaryńskimi znakami, występowaniem o pozwolenia, kontaktem z lokalnymi firmami transportowymi, to moja oferta jest dokładnie dla ciebie.
Posiadam trzy warianty, lub jak ktoś woli, pakiety w swojej ofercie
Doradztwo
Jeśli masz już zaplanowany trekking, ale chcesz się upewnić, że wszystkie znalezione informacje są poprawne, dobrze zaplanowałeś/aś transport, poprawnie wyliczyłeś czasy przejść, na pewno na trasie znajdziesz źródła wody, to ta oferta jest dla ciebie. Sprawdzę twój plan pod względem merytorycznym, dam przestrogi, na co uważać, sprawdzę, czy zabierasz ze sobą odpowiedni ekwipunek oraz zwrócę twoją uwagę na szczególnie ważne punkty twojej wyprawy.
____________________
Zobacz moje pomysły na prezenty świąteczne dla podróżników i góroholików!
____________________
Planowanie
Jeśli wybierasz się na Tajwan, ale nie wiesz, jak zaplanować trasę albo na jakie szczyty warto się wybrać, nie wiesz jak aplikować o pozwolenie na trekking, ani nie wiesz, jak zorganizować transport, jest to opcja dla ciebie. Pomogę z załatwieniem wszystkiego od A do Z, od doradztwa w zakresie tego, który szlak wybrać (tutaj dużo zależeć będzie od pory roku), przez załatwienie ci noclegów, transportu (tudzież sprawdzenia transportu publicznego, jeśli taki w danym miejscu istnieje), pozwoleń na wejście do parku narodowego itd. Mogę również pomóc w wypożyczeniu sprzętu.
Przewodnictwo
Oferuję również ofertę przewodnicką. Zaplanujemy trasę, a ja zajmę się resztą – pozwoleniami, grafikiem wyprawy, transportem itd. Jeśli uważasz, że nie dasz rady wybrać się na wielodniową wyprawę z plecakiem, załatwimy też nosiczy (lub jak ktoś woli, szerpów, choć to określenie jest niepoprawne). W tej opcji nie martwisz się zupełnie o przebieg trasy, po prostu idziemy razem w góry. Zapewniam również bezpieczeństwo – wykupię dla ciebie lokalną polisę ubezpieczeniową i będę posiadał telefon satelitarny, by w razie niebezpieczeństwa móc wezwać pomoc.
Kontakt i wycena
Wycena każdego zlecenia jest indywidualna, zależy od tego, czego oczekujesz oraz od trasy, zupełnie inaczej wygląda to w przypadku jednodniowych trekkingów na które da się dojechać autobusem, a zupełnie inaczej, gdy trzeba zaplanować tygodniową wyprawę i załatwić transport. Nie martw się jednak, cena cię nie zabije 😉 Mówię po polsku, angielsku oraz chińsku, więc na Tajwanie na pewno ze mną nie zginiesz.
Można się ze mną skontaktować przez e-mail – michal@dalekowswiat.pl
Lub przez Facebooka, gdzie rówmież opisuję swoje przygody – facebook.com/dalekowswiat
O tajwańskich górach
A teraz wrzucam artykuł, który napisałem z myślą o przedstawieniu tajwańskich gór.
Co, gdybym powiedział, że istnieje nieodkryty przez Polaków kierunek, gdzie można tak naprawdę uprawiać trekking codziennie przez kilka lat i to zawsze w innym miejscu, ale niezbyt zindustrializowany oraz nie zatłoczony?
Ten kierunek to Tajwan. Niewielka wyspa zajmująca powierzchnię dwóch polskich województw, położona nieopodal Chin i Japonii. Mało komu kojarzy się z górami – myśląc o Tajwanie przychodzą nam raczej do głowy firmy komputerowe takie jak Asus i Acer, największa na świecie produkcja półprzewodników, producenci rowerów – Giant i Merida i jeden z najwyższych budynków świata – Taipei 101.
Tajwan jednak, mimo stosunkowo niewielkiej powierzchni, jest absolutnym rajem dla osób uprawiających górskie trekkingi. Wyspa powstała w wyniku zderzenia dwóch płyt tektonicznych – eurazjatyckiej i filipińskiej, co spowodowało wypiętrzenie terenu w jej środkowej części.
Tajwan został całkowicie zurbanizowany w jego północnej i zachodniej, bardziej płaskiej części. Na wschodzie wzdłuż wybrzeża ciągną się bardziej rolnicze tereny, zaś centralna część to pięć pasm wysokich gór, najdłuższe z nich to pasmo centralne liczące sobie ponad 400km długości. Wrócimy do niego później.
Najwyższym szczytem Tajwanu jest Jade Mountain (chiń. 玉山) wznosząca się na 3952m n.p.m. Wszystkich trzytysięczników na Tajwanie jest prawie 300. Oznakowanych gór o wysokościach od 500 do 3000m jest ponad 4000.
Przejdźmy więc do trekkingu, bo jak się okazuje, to co wynieśliśmy z nauki chodzenia po górach w Polsce i Europie.. nijak się ma do krajobrazu tajwańskiego.
W Europie szlaki górskie można podzielić właściwie na trzy rodzaje (zaznaczam, że chodzi o szlaki trekkingowe, nie wspinaczkowe). Szlaki po których po prostu możemy iść spacerem, czyli całe Beskidy, Bieszczady, ogromna część Alp itd. Szlaki tzw. uzbrojone, na których zbudowano dodatkowe, sztuczne ułatwienia w postaci stalowych stopni, drabin czy łańcuchów (w Polsce to szlaki tatrzańskie takie jak Orla Perć, Przełęcz pod Chłopkiem czy Giewont) oraz szlaki typu via ferrata, czyli „stalowa droga”, zbudowane często na gołych skałach, ale będące w całości przygotowane do bezpiecznego się po nich poruszania z asekuracją.
Trekking po Tajwanie niewiele przypomina tego, co znamy z Europy. Pierwszą różnicą, którą od razu dostrzeżemy jest… pozwolenie na wejście na szlak. Tajwańskie parki narodowe broniąc się przed zadeptaniem przez turystów, ale również z powodu ograniczonych miejsc noclegowych, wprowadziły limity wejść.
By wyjść na Tajwanie w góry wysokie należy na stronie internetowej parku narodowego miesiąc wcześniej wystąpić o pozwolenie. Aplikując o nie, prócz podania danych osobowych, musimy szczegółowo oznaczyć jak będzie wyglądać nasz plan, gdzie będziemy spać i kiedy i gdzie zejdziemy z gór. System dostępny jest po angielsku i chińsku. W większości przypadków o dostaniu (lub odrzuceniu) aplikacji decyduje kolejność zgłoszeń. Choć są też miejsca, gdzie odbywa się losowanie – na najwyższą górę Tajwanu co weekend aplikuje około 6000 osób, z czego tylko 100 dostanie pozwolenie na wejście.
My jako obcokrajowcy mamy jednak pewien przywilej – Tajwan by zachęcić nas do trekkingu, wprowadził pewne udogodnienie dla przyjezdnych. Obcokrajowcy mogą aplikować o pozwolenie na wyjście w góry z dwumiesięcznym wyprzedzeniem oraz dostają priorytet miejsc w „schroniskach” od niedzieli do czwartku.
Spostrzegawcze osoby zapewne dostrzegły, że słowo „schroniska” napisano w cudzysłowie. To nie błąd. W Polsce, jak również nieomal w całej Europie, słowo schronisko jest w zasadzie równoznaczne z górskim hotelem o lepszym lub gorszym standardzie. Zazwyczaj jest w nim sklep, jadłodajnia, toalety, prysznice, ogrzewanie itd.
Przed przebudową bieszczadzka Chatka Puchatka kojarzyła się z surowymi warunkami, brakiem dostępu do bieżącej wody i elektryczności, a wiele osób uważało nocleg tam za swego rodzaju przygodę. To jednak jeszcze nic.
Na Tajwanie rozbudowane schroniska z istniejącą infrastrukturą i elektrycznością są… trzy. Wszystkie inne schroniska górskie to zaledwie wiaty w górach, które nie oferują zupełnie nic, poza zadaszeniem. W środku mieści się kilka drewnianych prycz, często jest to np. jedna prycza długa na 10 metrów, na której kilkanaście osób śpi obok siebie. Nie ma bieżącej wody, ogrzewania, sklepu, wszystko trzeba przynieść samemu (z pewnym wyjątkiem o którym napiszę w późniejszej części artykułu). Nie ma również obsługi – wiaty są bezobsługowe, więc w gestii turystów leży utrzymanie ich w należytej czystości.
Nie dzieje się tak dlatego, że Tajwan nie może sobie pozwolić na budowę dużych schronisk, bądź z braku pieniędzy. Taki zabieg jest celowy – schronisko, do którego nie trzeba ciągnąć kabli z prądem, odpalać w nim agregatu prądotwórczego na ropę, nie mające rur doprowadzających wodę, znacznie mniej wpływa na środowisko naturalne. Tajwańskie władze wychodzą z założenia, że jeśli chcesz iść w tereny naturalne, musisz zachowywać się tak, by twój wpływ na środowisko był jak najmniejszy, a co za tym idzie – liczyć się z brakiem wszelkich udogodnień cywilizacyjnych.
Kolejna różnica pomiędzy Europą a Tajwanem jest taka, że na większości szlaków wysokogórskich żadnych schronisk nie ma – są po prostu wyznaczone miejsca, gdzie można rozbić namiot. Należy dodać, że musi to być nasz własny namiot, który trzeba najpierw wnieść na wysokość powyżej 3000m. Pola namiotowe nie mają żadnych udogodnień.
Kolejna różnica pomiędzy europejskim a tajwańskim górskim krajobrazem, to roślinność. Okazuje się, że porastający tajwańskie góry gęsty skarłowaciały las bambusowy stanowi nie lada wyzwanie dla wspinaczy. W zależności od miejsca, bambusa jest więcej lub mniej, ale prawie zawsze – jest. W niektórych zakątkach jest tak gęsty, że trzeba się przez niego na siłę przedzierać.
Następne, na co trzeba być gotowym to to, że szlaki nie są tak profesjonalnie zbudowane jak np. w Polsce – tajwańskie szlaki są o wiele bardziej prymitywne, nie są wykładane wygodnymi kamieniami i schodkami, nie licząc naprawdę niewielu miejsc. Są to po prostu wydeptane ścieżki, które w czasie deszczu zamieniają się w jedno wielkie błoto.
Przechodzimy teraz do najlepszej części tajwańskich gór – do tras samych w sobie. Otóż mnóstwo gór wymaga wielodniowego trekkingu, w przeciwnym razie nie ma jak się do nich dostać. W Polsce takie szlaki w ogóle nie istnieją – na każdą polską górę da się wejść i z niej zejść w jeden dzień. Na Tajwanie, jeśli chodzi o góry wysokie, standardem jest dwu- trzydniowy trekking, ale przejście najdłuższych tras zajmuje… 10 dni!
Tak, to nie żart. Istnieją co najmniej 3 trasy, które normalnemu piechurowi zajmują 10 dni. Nie ma jak ich skrócić (chyba, że przyspieszając tempo) bowiem pomiędzy początkiem i końcem nie ma żadnych dodatkowych szlaków, przechodzi się przez absolutną, pozbawioną oznak cywilizacji, dzicz. Dwa z tych szlaków są całkowicie pozbawione schronień, więc nie dość, że trzeba nieść ekwipunek, jedzenie na 10 dni, to jeszcze dodatkowo namiot lub tarp, w zależności od tego, jakie schronienie ktoś preferuje.
I tutaj wracamy do tematu noszenia własnego ekwipunku.
Gdy w Polsce wybieramy się na jednodniową wycieczkę w góry, przyzwyczajeni jesteśmy mieć ze sobą mały plecak z przekąskami, kilkoma niezbędnymi drobiazgami oraz wodą o łącznej wadze wynoszącej około 5kg. Trekking na Tajwanie to bardzo często potrzeba niesienia ze sobą kilkunastu, a nawet, kilkudziesięciu kilogramów na plecach. Jedzenie na 10 dni, ubrania, namiot, kuchnia polowa – to wszystko waży. Osobiście zdarzyło mi się podróżować z plecakiem ważącym 25kg.
Jednak dla wygodnych z rozwiązaniem problemu wychodzą… aborygeni. Na Tajwanie żyje wiele grup etnicznych – ludzie Hakka, przybyli z Chin kilkaset lat temu, etniczni Chińczycy przybyli na wyspę w połowie XX wieku oraz żyjący tutaj od tysięcy lat , aborygeni, podzieleni na 16 plemion. Jedno z plemion, żyjące najwyżej w górach, nazywające się Bunun, zdominowało górskie usługi.
Pracują trochę jak słynni Sherpowie w Nepalu, jednak zakres usług plemienia Bunun nie zamyka się jedynie w noszeniu ekwipunku. Wybierając się na trekking można skontaktować się z osobami świadczącymi na danej trasie swoje usługi i skorzystać z oferty aborygenów.
Zazwyczaj polega ona (oferta) na tym, że z kwater prywatnych gdzieś niedaleko wejścia na szlak odbiera nas terenowy samochód, zawozi pod wejście, a aborygeni idą z nami jako przewodnicy i nosicze. Wnoszą nasz ekwipunek do spania, namioty, jedzenie oraz kuchnię do miejsca noclegowego, rozbijają za nas namiot, a jedzenie nam ugotują. My idziemy tylko z minimalnym ekwipunkiem – wodą, przekąskami i kurtką przeciwdeszczową.
Sporo osób z zachodniego świata krzywo patrzy na takie usługi, uważając, że jest to jakiś rodzaj wyzysku i wykorzystywania. I być może jest to prawa… w Nepalu, ale nie na Tajwanie. Tutaj praca jako nosicz bądź przewodnik górski jest dobrze opłacana i nie jest czymś, co robi się, bo nie ma się innego wyboru. Koszt pracy tragarza/przewodnika to około 800pln/dziennie. Wszystko zależy od trudności danego szlaku oraz ilości rzeczy, które musi za nas nieść. Cena życia na Tajwanie jest wyższa niż w Polsce o około 20%, więc pracując w górach można naprawdę nieźle zarobić.
Chciałbym nadmienić, że osobiście nigdy nie korzystałem z pracy tragarzy, jednak wielu Tajwańczyków oraz zorganizowane grupy turystyczne zza granicy bardzo często wybierają tę wygodną formę trekkingu.
Przejdźmy teraz do meritum, czyli przedstawienia tego jak wygląda trekking na Tajwanie.
Spośród nieomal 300 gór wysokich, czyli tych, których wysokość przekracza 3000 m n.p.m. wybrano 100 szczytów i nazwano Baiyue. Zdobycie wszystkich traktuje się jako pewnego rodzaju wyzwanie, coś w rodzaju zdobywania Korony Gór Polski. Szczyty wybrano na podstawie trudności, różnorodności przyrodniczej, widoków i drogi doń prowadzącej – chodziło o to, by zdobywający wszystkie 100 szczytów zetknął się z każdym rodzajem terenu, fauny i flory, jakie występują w tajwańskich górach.
Chodząc po Baiyue możemy liczyć na w miarę oznakowane szlaki, choć zdecydowanie oznaczeń jest mniej niż w Polsce (wyjątkami jest dosłownie 5-6 najpopularniejszych gór, które są oznaczone świetnie). Istnieje gradacja trudności dla każdej góry – A,B,C oraz C+. Góry z oznaczeniem A są najłatwiejsze, nie wymagają żadnych technicznych umiejętności, da się je często zdobyć w jeden dzień. Góry oznaczone jako B posiadają pewne trudności – zawieszone są na nich liny (na Tajwaine stosuje się liny zamiast łańcuchów), szlaki do nich prowadzą często w bardziej niebezpiecznych miejscach, często są mocno eksponowane i nie polecane osobom z lękiem wysokości.
Oznaczenie C mają góry, na które wejście jest bardzo trudne, szlaki są niebezpieczne, wymagają wielu dni wędrówki oraz takie, na których zdarza się ogromna ilość wypadków. Oznaczenie C+ dotyczy wyłącznie szlaków zimowych, miejsc, w które często nie da się dostać podczas opadów śniegu. Choć zima na Tajwanie jest krótka i często w ogóle nie ma śniegu, w wysokich górach zdarzają się oblodzenia.
Jeśli chcemy wybrać się na góry spoza listy Baiyue, czyli zdobywać inne, mniej znane trzytysięczniki… tutaj zaczyna się prawdziwa przygoda. Po pierwsze – szlaki często nie posiadają tradycyjnych ścieżek, często w ogóle nie ma szlaku prowadzącego na szczyt – należy samemu kombinować jak się nań dostać.
Odszukiwanie takich szlaków to nie jest zadanie dla niedoświadczonych osób. Często trzeba szukać informacji np. o dawnych trasach górskich wykorzystywanych jeszcze w czasach kolonii japońskich bądź o zapomnianych trasach kłusowników i myśliwych. Dodatkowym utrudnieniem są tajwańskie warunki – roślinność w tropikach jest znacznie bardziej gęsta niż w Europie, więc zdarza się, że trzeba wyrąbywać sobie drogę w dziczy. Dodatkowo trzęsienia ziemi i tajfuny powodują powstawanie osuwisk i kamiennych lawin, które potrafią całkowicie zablokować szlak.
Na nietradycyjnych drogach niełatwo również o pomoc w razie wypadku – nie ma TOPRu, który by za nas ryzykował. Na tradycyjnych szlakach służby ratownicze działają natychmiast, na nietradycyjnych często nie wiedzą nawet, gdzie można by nas szukać. Istnieją nieformalne grupy poszukiwaczy zaginionych osób, jednak ich skuteczność jest bardzo niska. Trudny teren, mnóstwo przepaści, osuwisk sprawiają, że naprawdę niełatwo odnaleźć zaginionych. Nie pomaga brak zasięgu telefonicznego w górach – nikt nie buduje nadajników w wysokich górach, więc nie ma tego komfortu co w Tatrach, gdzie w większości miejsc mamy możliwość zadzwonienia pomoc.
Polski najdłuższy szlak górski to Główny Szlak Beskidzki. Ma 500 km i przejście go przeciętnemu, niezbyt forsującemu się piechurowi zajmuje 20 dni. Na Tajwanie najdłuższym szlakiem jest przejście przez centralne pasmo górskie, mające długość około 400km, jednak nie jest to taka prosta sprawa, jak główny szlak beskidzki.
Po pierwsze – nie ma oficjalnego szlaku, który prowadziłby przez całe pasmo. Wchodzi się na szlaki tradycyjne, ale trzeba szukać pomiędzy nimi połączeń. Po drugie, podczas wędrówki przez cały czas… nie ma dostępu do cywilizacji. Nie ma możliwości uzupełnienia zapasów w sklepie.
Standardową praktyką jest zorganizowanie tzw. „zrzutów”. Płaci się aborygenom by zostawili nam wcześniej przygotowane paczki w umówionych miejscach, takich jak zamknięta kopalnia złota, jakaś jaskinia itd. Praktyka nie jest tania, bo usługa pozostawienia jednej paczki, z racji trudnego transportu, to koszt około 2000zł. Przeciętnemu piechurowi przejście całego szlaku zajmuje 35 dni. Niewiele osób podejmuje to wyzwanie za jednym razem.
Podczas tajwańskich trekkingów możemy podziwiać bardzo zróżnicowany krajobraz, który zmienia się wraz ze wzrostem wysokości. Od gęsto zarośniętych lasów, przez rzadkie tereny porośnięte „świętymi drzewami”. Po chińsku 神木 (shenmu) oznacza święte drzewo – tak nazywane były przez aborygenów rosnące na Tajwanie cyprysy. Te potężne drzewa potrafią mieć wysokość 60m, średnicę 7m, a najstarsze z nich datuje się na 3000 lat. Wychodząc powyżej 2900m zaczyna się krajobraz porośnięty drobnym bambusem, bądź całkowicie skaliste tereny, pozbawione roślinności, za wyjątkiem mchów i traw.
Widoki… nie ma lepszego słowa, niż zapierające dech w piersiach by opisać to, jak wyglądają tajwańskie szczyty. To właśnie te widoki sprawiają, że coraz więcej osób, zarówno Tajwańczyków jak i zagranicznych gości, decyduje się na podjęcie trudów górskich wędrówek, by zobaczyć nieopisane piękno wysokich gór na tej rajskiej wyspie.
Wśród Tajwańczyków panuje swego rodzaju moda. Opuszczają górskie schroniska około 1-2 w nocy by wejść na górę z samego rana i zobaczyć wschód słońca ze szczytu.
Dodatkowo, z racji wysokości, bardzo często w górach na Tajwanie można znaleźć się powyżej linii chmur, więc patrząc z góry widzimy wszędzie dosłownie ocean chmur, nieomal taki sam, jaki czasami widać podczas lotu samolotem.
Wielodniowe trekkingi pozwalają przeżyć przygodę i sprawdzić swoje możliwości w sposób, którego w Polsce nie sposób skosztować. Jednak dla osób chcących po prostu wejść na trzytysięczniki, niekoniecznie szukających dodatkowych wyzwań, również znajdzie się coś łatwiejszego.
Tajwan stanowi nieodkrytą perełkę dla fanów górskich trekkingów, nieznaną i niezbadaną. Dodatkowo – nie zalaną masową turystką i napływem tysięcy turystów zza granicy. Chcąc spróbować niesamowitego trekkingu w miejscu, w którym naprawdę niewielu Polaków miało okazję pochodzić, serdecznie polecam Tajwan. A mogę powiedzieć, że wiem co mówię, bo z mojej wiedzy wynika, że jestem drugim Polakiem o największym doświadczeniu w tajwańskich górach.